Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

sobota, 31 stycznia 2009

Przegląd tygodnia roboczego





W moim przypadku hasło "tydzień roboczy" określa cały tydzień - etatowa mama nie ma weekendu i dni wolnych od pracy ;o). Często nie ma nawet przerwy śniadaniowej ani przerwy na lunch. Dzień pracy nie ogranicza się do marnych ośmiu godzin, a nadgodziny zaczyna się liczyć po 23:00. Na szczęście mój podmiot i zarazem przedmiot pracy zezwala na rozpoczęcie doby roboczej między 8:00 a 9:00 :oD.
W opisie tygodnia ograniczę się do pięciu dni . Pewnie dlatego, że sobota i niedziela dopiero przede mną :o)

Poniedziałek

Od rana czekałam na sms-a od kuriera. W końcu miał dla mnie dwie paczki, które zostały nadane (według zapewnień sprzedawców) pod koniec zeszłego tygodnia. Sms nie nadchodził, a szkoda. Kurier obsługujący moją okolicę to bardzo sympatyczny młodzieniec. Zawsze trochę pożartował, uśmiechnął się miło i... No, po prostu bardzo fajny (i całkiem przystojny) chłopak. Niestety, zwykle zastawał mnie rozczochraną, w piżamie i niedbale zarzuconym szlafroku. Tym razem miało być inaczej - oczywiście bez rewelacji, po prostu choć raz chciałam wystąpić w normalnym, dziennym odzieniu. Zwłaszcza, że paczki przywozi koło południa, a to nie jest pora na negliż.
Jest jeszcze jeden drobny szczegół. Poprzednim razem drzwi kurierowi otworzył tata mojego dziecięcia - ja w tym czasie karmiłam. Najzwyczajniej w świecie byłam ciekawa, czy następnym razem również zamieni ze mną kilka dodatkowych słów, czy ograniczy się do formalności związanych z dostawą.
Sms-a nie było, kuriera również.
Za to tata Zosi oświadczył, że w piątek weźmie urlop, żeby załatwić kilka swoich spraw i nas odwiedzić - może się na coś przyda i w czymś pomoże.

Wtorek

Przybył kurier. Bez ostrzeżenia porannym sms-em. Ja wyjątkowo w dżinsach i swetrze, świeżo spod prysznica, a nie jak zwykle rozczochrana, w piżamie i niedbale narzuconym szlafroku. Przywiózł tylko jedną paczkę, zostawił, pokazał gdzie podpisać i poszedł :o(. Czyżby łysol wystraszył go poprzednim razem? Szkoda. Naprawdę kilka zdań wymienianych zwykle z tym chłopakiem poprawiało mi humor na resztę dnia.

Paczka zawierała rzeczy dla mojej córeczki. Smutna paczka. Chociaż pewnie miała być bardzo... hm... miła. W końcu sama wszystko zamówiłam, sama wybrałam, dostałam to, co chciałam, ba, nawet mały gratis. Właśnie o ten drobny prezencik chodzi. Przesympatyczny pan dorzucił swojej (już) stałej klientce prezencik - prawdopodobnie ku uciesze i radości. Śliczny śliniaczek, ze ślicznym??? napisem: I love dad. Właśnie :o(.
Kurcze, czy ludzie dodając gratisy do zakupów zastanawiają się nad nimi? Wysłanie śliniaczka z nadrukowanym wyznaniem miłości do taty samotnej matce nie jest dobrym pomysłem. Na szczęście przeszłam już etap wpadania w czarną rozpacz z tego typu powodów. Nie minął jednak jeszcze ten, w którym takie niespodzianki wykrzywiają usta w gorzki uśmiech.
Moja siostra była otrzymanym przeze mnie gratisem lekko zdegustowana. Bo co by było, gdyby np. śliniak trafił do wdowy pogrążonej w rozpaczy po stracie męża i nie dającej sobie rady z osieroconymi dziećmi?
Czy rzeczywiście wymaga takiej wielkiej wyobraźni wysłanie upominku dotyczącego mamy, skoro zamówienie składa kobieta?
Eh, nie ma co roztrząsać tematu. Postanowiłam sprezentować śliniaczek którejś z koleżanek. Ale zdanie szybko zmieniłam. Powód: "tatuś". Zadzwonił żeby trochę się pożalić. Złapał doła z powodu tego, że z nami nie jest. Mówił, jak bardzo żałuje, że nas stracił, że chciałby wrócić, jakim był idiotą, że zrobił to, co zrobił. Zmiękczył mnie jego żal. Opowiedziałam o śliniaczku i zarządziłam naukę karmienia Zosi - efektem była poprawa humoru "tatusia". Kurcze, czemu jestem taka miękka? Czemu ruszają mnie jego łzy, skoro moje nie robiły na nim żadnego wrażenia? Dlaczego?

Środa

Był Pan Kurier :o). Przywiózł drugą paczkę :o)). Nawet coś zażartował i uśmiechał się trochę :o))). Ja oczywiście rozczochrana, w piżamie i niedbale narzuconym szlafroku :o/
Może we wtorek miał bardziej zaganiany dzień? A może lubi babeczki w negliżu, z nieładem na głowie i przed poranną toaletą? hihihi.

Czwartek

"Tatuś" oznajmił, że w piątek nie weźmie urlopu. Jeszcze nic nie mówił w pracy, a teraz trochę na to za późno. Weźmie sobie w poniedziałek.
Kurcze, a ja już zaplanowałam wyprawę do banku i po dywan :o(
Pytanie tylko, czy skoro weźmie wolne w poniedziałek, będzie mógł wziąć również i w środę (obiecał, że będzie chodził ze mną i z Zosią na ćwiczenia-rehabilitację wspierające rozwój Zosi; samej jest mi ciężko ogarnąć i dziecko i torby z gadżetami niezbędnymi do ćwiczeń, masażu i kąpieli).
Ojej, zapomniał o środzie. Dlaczego mnie to nie dziwi? :o/
No, ale podobno weźmie wolne w środę. Ciekawi mnie tylko, jak zdąży pozałatwiać wszystkie swoje sprawy i dojechać do nas na 14:00.

Piątek

Żona mojego przyjaciela w końcu urodziła. Hurra! Już dziewczyna się męczyła z brzuchem, a termin minął parę dni temu. Zdrowa, śliczna dziewczynka opuściła ciepły brzuch mamy i powiększyła populację :oD
Góra radości.
Tylko tak trochę smutno mi się zrobiło, jak pisałam sms-a z gratulacjami - dla dzielnej mamy i szczęśliwego taty...
Nie jestem zawistna, cieszę się szczęściem innych, tylko jest mi przykro, że moja rodzina nie jest szczęśliwa. Jest mi przykro jak patrzę na pary zapatrzone w swoje dzieci. Jest mi przykro, że jesteśmy z Zosią same. Jest mi przykro tym bardziej, że (podobno) Zosi chcieliśmy oboje. Przecież była planowana, oczekiwana. Okazało się, że świadomie tylko przeze mnie. A miało być tak pięknie. Wspólne mieszkanie, wspólne plany na przyszłość. Wszystko prysło jak bańka mydlana. Zostało ogromne rozczarowanie, morze goryczy i kłopot w postaci gigantycznego kredytu.
To takie niesprawiedliwe. Czy marzenie o pełnej, szczęśliwej rodzinie to tak wiele? Za wiele?

piątek, 30 stycznia 2009

A jednak i mnie dopadło

Wzbraniałam się przed pisaniem bloga baaaaardzo długo, aż w końcu skapitulowałam. Ciekawe, jak bardzo będzie się różnił od niegdyś spisywanego w formie klasycznej pamiętnika? Ciekawe jest również to, że po dwóch latach zaniedbania wyciągnęłam pamiętnik z zamiarem kontynuacji. Na zamiarze się skończyło. Za to narodził się ten oto e-pamiętnik. Może to i dobrze. Może rzeczywiście książkowe pamiętniki to już relikty. Nawet siostra parę dni temu śmiała się ze mnie, jak opowiedziałam jej o zapiskach sporządzanych piórem w zeszycie.
Zobaczymy, na jak długo starczy mi zapału przy tym przedsięwzięciu. Tak więc życzę sobie powodzenia!