Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

niedziela, 12 grudnia 2010

POMOŻEMY???

Proszę, zajrzyjcie. Potrzebna pomoc w każdej formie - ubrania,buty, jedzenie, pieniądze...

http://warszawa.gumtree.pl/c-Nieruchomosci-dom-mieszkanie-poszukuje-do-wynajecia-DZIEN-DOBRY-PANI-I-PANU-PROSZE-O-CIEPLA-ODZIESZ-I-ZYWNOSC-W0QQAdIdZ247999825

wtorek, 2 listopada 2010

.....

Kiedyś, w czasach liceum, miałyśmy razem z moją przyjaciółką ksywkę PZU (pierdolnięte zawsze uśmiechnięte - dla niewtajemniczonych). Pytane, dlaczego zawsze jesteśmy takie uśmiechnięte, wesołe, roześmiane... odpowiadałyśmy, że jakie mamy być skoro mamy dwie ręce, dwie nogi, możemy biegać, śmiać się, nie doskwiera nam ani zimno, ani głód i mamy całe życie przed sobą. Ewa, pamiętasz to jeszcze? Bo ja gdzieś po drodze chyba zapomniałam, pogubiłam parę istotnych spraw. Uświadamiając sobie, w dość brutalny sposób, że wcale nie musi być dobrze (to też często powtarzałyśmy, że musi być dobrze), a gdy robi się źle, wcale nie musi być lepiej zapomniałam, że "nie musi" nie jest równoważne z "nie może". Przecież może, prawda? Więc... póki jest czas na zmiany i poprawy, nie warto go marnować. Póki można działać, trzeba działać. Trzeba docenić każdą chwilę i każdy dany czas.W końcu nie wiemy, kiedy się skończy, a ta niewiedza jest wielkim darem...

piątek, 15 października 2010

Dom jabłkami pachnący :)

Tu jabłuszka pływają w kompocie, tam duszą się w ogromnym garnku, jaszcze gdzie indziej ucztują ze świeżo upieczony ciastem :) A na kolację, co drugi dzień, placuszki z jabłkami. Pyyysznooości! I choć festiwal jabłkowy trwa, wcale nie mamy ich dość. Często słyszę: "mamusiu, ja chcę placuszki z jabłuszkiem", "mamusiu, obierz mi jabłuszko". Więc obieram, a co! Jabłuszka samo zdrowie. Zwłaszcza takie ekologiczne, z własnych jabłonek, na własnym kawałku ziemi wyrośniętych.
Obieranie praca żmudna i czasochłonna, bo co i rusz, jakiś kawałek jabłuszka, w tajemniczy sposób z garnka ucieka i... znika w małych, rozradowanych słodkością usteczkach. A nad tymi usteczkami nosek maleńki, woń jabłek i cynamonu wdycha. Mmm, jakież piękne zapachy u nas zagościły. I radość jabłkowa nastała, bo takie jabłuszka to nie lada uczta dla noska, buzi i brzuszka.
:)

niedziela, 3 października 2010

bez tytułu

powiedz mi, kim jestem?
pogubiłam się z deszczem
błądzę wśród kałuży...

warkocze mi ciągle mokną
co je wiatrem osuszę
deszcz moczy
... i znów suszyć muszę

nadciąga kolejna ulewa
już słyszę
tylko dla mnie śpiewa
do tańca porywa choć nie chcę
i szepcze: dziś zechcesz, dziś zechcesz...

piątek, 23 lipca 2010

Konsternacja

Dziś po raz kolejny Zosieńka upierała się, że Marek (jej wujek) to jej tata. Na nic zdają się tłumaczenia, że to tata Kasperka. Jej też i już. Kropka. Nie denerwuje się, nie złości tylko z wielkim naciskiem i pełną stanowczością powtarza "Zosi też". Eh, ileż razy próbowałam jej wyjaśnić... bezskutecznie. Raz nawet wzięła moją twarz w swoje małe rączki i powiedziała patrząc mi prosto w oczy " tatuaż to tatuaż" (nietrudno się domyślić, kogo tak nazywa).
Dzisiaj już nawet nie próbowałam ciągnąć tematu, bo gdy Kasperek krzyknął "nie, to mój tata" odpowiedziała bardzo smutnym głosem, patrząc gdzieś w podłogę "nie mów tak, Zosi też". A wszystko zaczęło się od tego, że siedziała na łóżku i bawiła się z wirtualnym tatą w "tatuś zaraz przyjdzie". Usłyszał to Kaspi i zapytał: "twój tata zaraz przyjdzie?" A Zosia na to "tak, Marek zaraz przyjdzie z pracy"...
Główny zainteresowany też często bywa zakłopotany, bo Zosieńka zwraca się do niego po imieniu lub "tata".
Ile można powtarzać coś, co postawy nie zmienia, za to co bardzo smuci :/
A mi serce krwawi i rozpada się na tysiące kawałeczków :(

Biologiczny natomiast... z alimentami zalega, znowu. Mimo, że obiecał zapłacić poprzednie zaległe i "bieżące" zaległe do piątku (widać w mniemaniu niektórych, dzieci nie jedzą, nie piją, nie używają środków higienicznych, ubrań, obuwia... nie wspominając o zużyciu wody i prądu, czy zwykłych przyjemnościach i udogodnieniach życia; a może dostają wszytko w gratisie?). Do kredytu na mieszkanie nie dokłada, choć zobowiązał się wziąć go na siebie (w końcu podpisując umowę był z inną, więc po co kredyt i mieszkanie ze mną?). Dziecko odwiedza raz na dwa tygodnie, chyba, że trafi się coś ciekawszego do zrobienia, np.wycieczka rowerowa, której nie można zorganizować we wcześniejszą lub późniejszą niedzielę, tylko właśnie w tą, która miała być przeznaczona dla dziecka...

czwartek, 22 lipca 2010

Wierszem powiedziane ;)

Jeszcze troszkę jej się czasem pomyli, a czasem pominie jakiś wyraz lub nieco pomiesza kolejność, ale... sama z siebie zabawia się mówieniem wierszyków z pokazywaniem. "Tu, tu, tu kokoszka" i "Murzynek malutki" to jej ulubione. Śpiewać też lubi, najlepiej jeśli przy okazji można zatańczyć, niekoniecznie przed publicznością. Przy różnych okazjach podśpiewuje ukochaną "Ta Dorotka" i kilka innych bliskich jej maleńkiemu serduszku "Wlazł kotek...", "Panie Janie", " Stary niedźwiedź..." :) Chyba niezły repertuar, jak na Królewnę, która 22 dni temu skończyła 2 latka :D
A czasem sama wymyśla piosenki. Te własne wyśpiewuje najgłośniej, na całe gardło, wzbudzając sensacje wśród przygodnych słuchaczy. Podczas naszych króciutkich wakacji zachwyciła pewną starszą panią, plażującą tuż koło nas nad jeziorkiem. Zosieńka, aby urozmaicić sobie czas ubierania się po kąpieli, wymyślała na poczekaniu i śpiewała piosenkę o komarze. Co prawda rymu ciężko w niej się było doszukać, ale za to jaki temat na czasie! Pioseneczka opowiadała o komarze, który siedział na łopacie, chciał ugryźć Zosię, ale ona się go nie boi, bo ma płyn na komary i robi nim psik, psik :)))

piątek, 23 kwietnia 2010

Pamięć

Łzy niczego nie zmienią, nie cofną czasu, nie wrócą życia... Ale smutno płakać samemu, więc może ktoś popłacze ze mną?? A łzy pamięć przywrócą...  i zaniosą dalej...
http://img40.imageshack.us/img40/1389/kresy.jpg

sobota, 3 kwietnia 2010

Wesołych Świąt

życzenia dla Was:


http://www.gratka.pl/zyczenia/?token=1e967349df72b878ff4de58ec60

piątek, 2 kwietnia 2010

Plastikowe nakrętki

Większość z nas wyrzuca plastikowe nakrętki z butelek po wodzie mineralnej, sokach, płynach do płukania i mycia naczyń... A szkoda, bo takie nakrętki mogą pomóc. Istnieją w naszym kraju instytucje charytatywne, które zajmują się zbiórką nakrętek i wymieniają je na wózki inwalidzkie dla dorosłych i dzieci. Na jeden specjalistyczny wózek potrzeba ok. 5 ton nakrętek - firmy recyclingowe płacą za kilogram nakrętek ok. złotówki. Samemu ciężko uzbierać taką ilość, ale jakby tak każdy wrzucił garść do wspólnego wora...
Niżej zamieszczam kilka linków w temacie. Bo warto pomóc - to tak niewiele kosztuje :)

Żoliborskie Stowarzyszenie Dom Rodzina Człowiek - zbierają nakrętki cały czas:
http://www.dom-rodzina-czlowiek.org/kontakt.php

Krakowskie centrum zakrętek i miasta współpracujące:
http://zakretki.info/

Studenci zbierają zakrętki:
http://www.students.pl/spolecznosc/blog/post/30438/Wozek-inwalidzki-za-50-tys-plastikowych-nakretek

czwartek, 1 kwietnia 2010

Wczoraj rano

- Choć tam umyć całą Zosię mama.
- Zosiu, jest kupa i mam Ci umyć pupkę?
- Nie ma kupy, mama, choć umyć całą Zosię.
- Pod prysznicem?
- TAK!!!
:)))

wtorek, 16 marca 2010

Khy, khy, khy

Astma mnie męczy, dręczy i żyć nie daje :( Zaciska niewidzialne obręcze na moich płucach, oskrzela zatyka gigantycznymi korkami, w gardło wpycha kluchę pęczniuchę i oplata szyję czyś w rodzaju boa dusiciela z niematerii... A do lekarza ciągle nie po drodze. Bo albo mi coś nieprzewidzianego na głowę spada i muszę odwołać wizytę tuż, tuż przed, albo doktor nie dojedzie... A zapisy znowu na za tydzień albo dwa... albo...
A tu dwoje dzieci bawić się chce, dywan żąda kontaktu z odkurzaczem, sąsiad pali w łazience i dzieli się ze wszystkimi wydychanym dymem za pośrednictwem przewodów wentylacyjnych... :/

sobota, 13 marca 2010

Zupa dnia

Pyszna zupka truskawkowa

makaron (świderki, wstążki lub cokolwiek innego)
paczka mrożonych truskawek (świeże w sezonie)
jabłko
gruszka
mała śmietana
cukier
cukier waniliowy
cynamon

Makaron gotować bez dodatku soli i oleju. W połowie czasu gotowania dodać truskawki. Pod koniec dodać pokrojone w drobną kostkę gruszkę i jabłko oraz przyprawy. Nie gotować zbyt długo, gruszka i jabłko mają się jedynie sparzyć, nie ugotować. Zmiksować. Lekko przestudzić. Dodać śmietanę.
Mniam :)

Smacznego!!!

niedziela, 7 marca 2010

Igor - ciekawe zajęcie na chwil parę

Dostarcza mnóstwo radości, ćwiczy zdolności taneczne i wokalne dziecka, jest niezłym substytutem porannej gimnastyki dla mamy ;)
U nas leci ok. 5 razy pod rząd. Naprawdę można się nieźle zasapać, powtarzając wszystko za Igorem. Zwłaszcza, że wciąż słychać: mama, tańcz!
Miłej zabawy :)

czwartek, 25 lutego 2010

Tadam

Jak to pięknie śpiewał Ś.P. Rysiek Ridel, "w życiu piękne są tylko chwile". To prawda. Czasem ciężko dostrzec pośród zmartwień, kłopotów i rozterek pozytywne aspekty, które pod nawałem podłości i ohydy ledwo wdają pierwsze i ostatnie zarazem tchnienie. Ale, są takie chwile, dzięki którym wraca radość życia, które motywują do działania i pokazują, że jednak warto żyć. Ładują akumulatorki do dalszej walki z przeciwnościami. Ładują tak skutecznie, że uśmiech nie schodzi z twarzy przez długie dni, a oczy się śmieją nawet w chwilach powagi.



Wczoraj, o 17, Zosia powiedziała "kocham mamę" :D

środa, 27 stycznia 2010

Patataj, patataj, patataj...

...a raczej hop, hop, hop osiołku!
Dzisiaj z wieczora domowy spokój zmącił dzwonek do drzwi. To Pan Kurier z Poczteksu przyniósł paczuszkę. Jej otwieraniu towarzyszyło ostrożne zaciekawienie dzieci (był u nas Kasperek, braciszek cioteczny Zosi), które zmieniło się w lekkie zainteresowanie podczas wyciągania kolorowych kawałków gumy (phi, jakaś wielka guma, też coś!). Nastrój zmienił się całkowicie, gdy gumowe zabawki, narażone na popisy moich płuc, zaczęły przyjmować konkretne kształty, czyli zmieniać się w osiołki. Dzieci zgodnym chórem wykrzyknęły: "konik", gdy tylko pierwszy osiołek stanął na ziemi w pełnej krasie (osiołek,konik, co za różnica ;) ). Za chwilę dołączył do niego drugi i... rozpoczęła się zabawa na całego! Podskokom i towarzyszącym im wesołym piskom nie było końca. No, tak do połowy nie było, bo Kasperek musiał wrócić do domu, ale pewnie tam kontynuował zabawę z osiołko-konikiem.
Zosieńka pokochała słodkiego skoczka od pierwszego wejrzenia. Nie tylko dosiadała jego grzbietu, ale również tuliła go, całowała w uroczy pyszczek, i dzieliła się kolacją. Tak, tak, swoją własną kolacją podczas której wydawała mi komendy: "konik am,am", "Zosia am,am", a osiołka czule głaskała i przemawiała do niego "konik mniam, mniam".
Widok jej uśmiechniętej buzi i malującego się na twarzyczce szczęścia jest nie do opisania.
I poza zasięgiem karty MasterCard :D hahaha

piątek, 22 stycznia 2010

"Łza na rzęsie mi się trzęsie"

Ze wzruszenia. Parę chwil temu Zosia powiedziała do mnie "MAMUSIU". Usłyszała, jak ja zwracam się do swojej mamy i sama zaczęła tak do mnie mówić. Jeszcze nie mogę się przyzwyczaić - to jest rozbrajające, słyszeć od takiego brzdąca tak długie, skomplikowane i pełne czułości słowo. A dopiero co, bo przedwczoraj, zaskoczyła mnie wyraźnie wypowiedzianym słowem "bajka". Wcześniej, gdy chciała, żeby włączyć jej bajeczkę mówiła "baja". I proszę, jaka piękna zmiana :).

Ach, a w ogóle dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny. Z powodu mrozu (no, nie tylko) miałyśmy dziś wolne. Fajny taki wydłużony weekend.
Odwiedziły nas też przemiłe koleżanki, dzięki którym popołudnie upłynęło bardzo szybko. Szkoda, że aż tak szybko, bo nie często mamy takich sympatycznych gości, a i dzieci potrzebują trochę czasu, żeby się rozkręcić. Jak pociechy rozbawiły się w najlepsze, trzeba było się rozstać :(
Wieczorem niespodziankę zrobił dziadek, bo przyniósł pączki, z okazji dnia dziadka. Zosia przed chwilą skończyła wylizywać lukier z pudełeczka po łakociach i teraz wyciera się wilgotną chusteczką. Dokładnie wiem, co robi (mimo, że jej nie widzę) bo cały czas słyszę: buziaaa, nooos, ręka (tu bardziej "jęka"), sziiija, buziaa...
:)

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Z górki na pazurki!!!

Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu, a wielkiemu zadowoleniu Zosia bardzo polubiła zjeżdżanie na saneczkach z górki. Oczywiście górka nie jest bardzo wysoka (z mojej perspektywy, Zosieńce pewnie wydaje się być ogromna), a saneczki jechały w eskorcie mamy.
Jakąż szczęśliwą minę miała maleńka po pierwszym zjeździe. Uśmiech nie tylko od ucha do ucha- całe oczka jej się śmiały :) Zapytana, czy chce jeszcze raz, radośnie odparła"tak!" Potem już cały czas się śmiała, i zanim jeszcze sanki zdążały się zatrzymać na dole krzyczała "do góry! do góry!"
:)))

poniedziałek, 11 stycznia 2010

???

Sama nie wiem jak to nazwać i do jakiej kategorii zachowania zaliczyć.
W poniedziałek po świętach, rano, między godziną 10 a 11 otrzymałam od ojca Zosieńki sms-a, że jest (a dokładniej są - nie wiem kto, bo nie napisał) w Warszawie, chciałby odwiedzić Zosię i będzie za jakieś 20 minut. Szok! W końcu w listopadzie mówiłam mu, że "zatrudniłyśmy" się z Malutką jako nianie i opiekujemy się pewnym Maleństwem (opiekuję się ja, Zosieńka ma towarzystwo do zabawy), a co za tym idzie, nie ma nas w domu od rana do wieczora w robocze dni tygodnia. Zadzwoniłam więc i powiedziałam, że nie ma nas w domu. Wieczorem odebrałam jadowitego sms-a od drugiej babci Maleństwa, że utrudniam jej kontakty z wnuczką. W tą sobotę natomiast ojciec Zosi zarzucił mi brak kultury, ponieważ uniemożliwiłam jego siostrze, która rzadko bywa w kraju, spotkanie z Zosią.
Czy to brak kultury, wyobraźni, czy ogromny tupet ze strony rodziny ojca Zosi? A może wszystko po trosze?
Jak można mieć pretensje do kogoś, że nie zastało się go w domu, skoro wybiera się do niego bez wcześniejszego uprzedzenia (bo co to za uprzedzenie 20 minut przed czasem, i co to w ogole za forma wpraszania się komuś do domu, bo ma się takie widzi mi się)?
Nie za bardzo rozumiem też pretensje babci Zosi. Ostatnim razem odwiedziła Maleńką 1 lipca zeszłego roku zaproszona przeze mnie na Zosine urodziny. Od tamtej pory nie kontaktowała się i w żaden sposób nie sygnalizowała chęci odwiedzenia Zosi. Wcześniej była u Malutkiej 2 listopada 2008 roku.
Wielce zaskoczyła mnie również informacja o pobycie cioci w Polsce, jeszcze bardziej o planowanych odwiedzinach. Ani siostra Przemka, a nikt inny z jego rodziny nie zadzwonił, żeby umówić się na wizytę u Zosi. Jedyne, co otrzymalam, to wcześniej wspomniany sms, wysłany w czasie, kiedy w domu nikogo nie było.
Aż brak słów...

wtorek, 5 stycznia 2010

Prawdziwa Królewna

Jak na prawdziwą królewnę przystało, Zosia ma swój tron! Co prawda nie złoty i wysadzany klejnotami, ale za to przez infantkę uwielbiany. Jest z jasnego drewna, z czerwonym siedziskiem i ... na biegunach! Pewnie właśnie dlatego Zosieńka tak go uwielbia.
Bujanym fotelikiem obdarował Maleństwo św. Mikołaj w Wigilijny wieczór. Nie tylko fotelikiem, ale ten prezent chyba najbardziej przypadł wszystkim do gustu. Zosia pięknie dzieliła się podarkiem z braciszkiem. Bujało się raz jedno, raz drugie, a czasem jedno drugie :) Najlepsze było jednak w nocy. Zosia się obudziła, zeszła z łóżka i siup na fotelik. Najpierw bujała się sama, potem z lalą (też od Mikołaja), potem z hipkiem (również gwiazdkowym prezentem), następnie bujała lalę i hipka, ale to chyba nie było za bardzo fajne, bo szybko wgramoliła się na fotelik, a zabawki wciągnęła sobie na kolana. Nastał czas mamy, bo dziecinie obładowanej bobasem i ogromnym hipopotamem ciężko było poruszać fotelik.
Nie ma to jak nocna zabawa na 102. Ale w końcu od czego są Święta ;)

Dodać jeszcze muszę, że od dzisiaj Zosia, jak na prawdziwą królewnę przystało, przemierza zaśnieżone drogi w zimowej lektyce, czyli na saneczkach (no,może to bardziej zimowa karoca niż lektyka... grunt, że pojazd królewski). Wczoraj w końcu udało się dziadkowi (po niezłych trudach, bo warszawskie sklepy świeciły pustkami w tym zakresie) zdobyć sanki z oparciem. Dziś zostały wypróbowane i sprawują się znakomicie. Jaśnie Panienka jest zachwycona nowym stylem podróżowania, a mama szczęśliwa, bo nie ma to jak pretekst do spalenia kilku dodatkowych kalorii :)