Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Przedświątecznie nieBajecznie

Gnębi mnie ostatnio brak czasu (co widać po częstotliwości dodawania postów oraz godzinie pisania) i humoru. Ten ostatni jest również odpowiedzialny za przestój w pisaninie. Ostatnie dni były skropione łzami, przyprawione złością, okraszone niezliczonymi frustracjami, tonące w smutku, z niewielkimi przebłyskami uśmiechów. A to wszystko dlatego, że:

1. Zosieniutka zamieniła się w straszną marudkę (pewnie stoi za tym jej przeziębienie), która na krok nie da od siebie odejść, ba, nie da nawet odwrócić się do siebie plecami! Nie pomagają ulubione zabawki, bo gdy tylko odsuwam się odrobinkę, lub odwracam w inną stronę, moje szczęście zamienia się w syrenę, którą uciszyć mogą jedynie ramiona mamusi. Nawet podczas snu nie daje mi wytchnienia, bo gdy tylko odsunę się choćby kawałeczek, zaczyna płakać.
Również babcia, służąca pomocą wieczorami podczas przyrządzania mleczka, jest mocno eksploatowana. Pól przytomna musi stać z dziecięciem na rękach obok mnie przyrządzającej miksturę, bo wycie Zosieńki, gdy tylko straci mnie z oczu, jest nie do zniesienia (nie do zniesienia przede wszystkim dlatego, że serce się kraje na widok maleńkiej twarzyczki zalanej łzami).
2. Córa nie jest samolubna, podzieliła się ze mną wirusem. Przez to zapewne jestem mniej odporna na stresy i frustracje, a i sił trochę brakuje. Zmęczenie częściej bierze nade mną górę, a, niestety, chwil na mały relaksik brak totalnie z w/w powodów.
3. Ojciec ukochanego dziecięcia szarga moimi nerwami wygłaszając swoje mądrości na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia. Skończy się jeden, zaraz znajdzie sobie drugi. W sumie nic w tym nowego, ale ostatnimi czasy coraz ciężej zachować dystans. Zmęczenie i brak możliwości odreagowania stresu nie wpływają korzystnie na kondycję nie tylko ciała, ale i ducha. A "tatuś" postawił sobie chyba za cel życiowy wynajdywanie coraz to nowszych tematów do sporów i metod wyczerpywania mojej cierpliwości.

Cóż, Święta za pasem ( w sumie to już się rozpoczęły), czas radości i spokoju... A u mnie ani radości, ani spokoju, ani ciut, ciut. Nie udało mi się zrealizować świątecznych postanowień (które wcale nie były wielkie, potrzebny mi był tylko ktoś, kto na parę godzinek zajmie się Zosią), a wspomnienia poprzednich przypominają mi tylko o zranionym sercu, utraconych nadziejach i marzeniach zmieszanych z błotem.
W zeszłym roku optymistycznie myślałam o odrobinie goryczy, która jedynie podkreśla smak szczęścia. W tym kropla szczęścia tonie w oceanie goryczy.
Może jakoś uda mi się zbudować tratwę, na której dopłynę do tej kropelki... muszę. Dla własnego dobra. I dla Zosi.

Pełnych szczęścia, radości i miłości Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz