Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

czwartek, 19 lutego 2009

Szczęśliwości stało się zadość?

Dzisiejszy dzień był trudny: trochę frustrujący, trochę radosny, a trochę smutny.

Dlaczego

Rozpoczął się całkiem sympatycznie: Zosieńka obudziła się skoro świt, radosna i zadowolona. Gdy dziecię nie marudzi i w dobrym humorze, mama, jak naczynie połączone, również tryska entuzjazmem. I tak by pewnie tryskała, gdyby nie jęczące, dręczące i wykańczające Dlaczego?. Dlaczego? jest okropne. Prześladuje mnie od powrotu z Zosią ze szpitala. Dlaczego? zesłał na mnie "tatuś". Oczywiście ewoluuje z czasem, zmienia się i sposób zamęczania mojej biednej głowy (albo serca, kwestia bardzo sporna). Pierwsze było Dlaczego jest dla mnie taki okropny i nie chce zajmować się Zosią? Drugie: Dlaczego nas zostawia ( no mnie jak mnie, ale Zosię)? Trzecie: Dlaczego wybrał inną (i jak w ogóle można myśleć o innych w czasie gdy /podobno/ ukochana kobieta leży z nowo narodzonym dzieciątkiem w szpitalu, na domiar złego leży dłużej niż inni, a każdy kolejny dzień życia dzieciątka jest darem niebios - jak to u wcześniaków). Kolejne: Dlaczego woli spędzać czas z cudzym dzieckiem, nie własnym? Następne: Dlaczego kłamie (że z nią nie jest, skoro jest)?; Dlaczego wszystkim dookoła opowiada jak bardzo żałuje, tylko nie mi?; Dlaczego chce wrócić? itd, itp, etc...
Wczoraj pojawiło się kolejne: Dlaczego chce nas zabrać ze sobą za granicę?
To jest naprawdę okropne. Dlaczegości wykańczają, a ja nie potrafię wyrzucić ich z głowy. A może nie chcę? Bo gdzieś podświadomie szukam dla niego usprawiedliwień? Tylko dlaczego?
Póki co naprawdę mocno się zastanawiam, dlaczego chce nas tam zabrać. Po co mu my? W końcu sam z nas zrezygnował. Nikt go do niczego nie zmuszał. Skąd nagle ta przemiana i co się za nią kryje?

Szczęście

Huśtawki nastrojów to moja specjalność. Z ogromnej frustracji i braku humoru wpadłam w wyśmienity nastrój. A to za sprawą mojej mamy, która pojawiła się z pączkami niewiele po godzinie 17. Dowiedziałam się, że jedzie nieco wcześniej i trysnęłam euforią. Tak, tak, euforią. Zaczęłam śpiewać i tańczyć z Zosieńką na rękach, ku wielkiej uciesze córeczki. I tu potwierdza się teoria głoszona przez wielu psychologów: szczęśliwa mama (rodzice) = szczęśliwe dziecko. Zosia była wniebowzięta. Śmiała się w głos, miała tak rozradowane oczka, że aż miło było popatrzeć. Ona często jest zadowolona, ale takiej fontanny szczęścia w jej wydaniu jeszcze nie widziałam. Nigdy. Babcia również była w szoku, że Zosia potrafi się tak głośno śmiać. Nie tylko buzią, ale cały ciałkiem.

"- Czy nieszczęśliwi rodzice mogą mieć szczęśliwe dziecko?
- Nie. Choć oczywiście kiedy dziecko dorośnie, może stać się szczęśliwe. Ale nie stanie się takie,
dzięki rodzicielskiemu spadkowi, tylko na skutek własnego wysiłku, psychologicznej pracy nad
tym, żeby to dziedzictwo przekroczyć"
"Jak wychować szczęśliwe dzieci" W. Eichelberger w rozmowie z A. Mieszczanek.

Cóż, morał z tego taki, że muszę być szczęśliwa, po to, żeby moja córka również była. Teraz tylko potrzebny mi klucz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz