Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

piątek, 26 czerwca 2009

Uzupełnienie

Zosia jest bardzo do mnie przywiązana, bo spędza ze mną większość czasu. Tak zwykle bywa w przypadku samotnych matek i ich dzieci. O wiele bardziej wolałabym, żeby był przy nas mąż i ojciec, którego obecność zrównoważyłaby moją w życiu Zosi, i który wypełniłby jej czas, tym samym odciążając i mnie. Niestety, niedoszły mąż i ojciec sam, z własnej i nieprzymuszonej woli zostawił nas wybierając inne życie, u boku kogo innego. Dwa dni po jego odejściu rozmawiała z nim moja mama. Pytała, czy zastanowił się nad tym, co robi, czy jest pewien swojej decyzji, czy to na pewno to, czego chce. Zadała mu pytanie, jak będzie się czuł za jakiś czas, kiedy to Zosia zacznie mówić "tato" do innego faceta, a do niego będzie się zwracać "proszę pana"lub na "ty". Na to "tatuś" odparł, że chyba będzie mógł odwiedzać Zosię.

Zosia przeważnie spędza ze mną 24 godziny na dobę. Ale również dość często zostawiam ją pod opieką babci - babci którą zna doskonale, na której może polegać i przy której czuje się bezpieczna. Zostaje z nią przede wszystkim w ciągu dnia, kiedy spożywa inne pokarmy, a moje mleko stanowi tylko przekąskę lub pierś pełni rolę przytulanki. Ale zdarzało się również, że były same przez dłuższą część wieczoru. Jednak zawsze na noc wracałam do córeczki, bo bez cycusia ciężko jej przetrwać do rana. Myślę, że z babcią, którą zna i kocha wytrzymałaby i noc (z małymi problemami i częstym lulaniem). Wiem doskonale, że totalne przywiązanie dziecka do siebie nie jest dobre, że obie musimy się nauczyć, że nie będziemy razem w każdej chwili.

Nasze najdłuższe rozstanie trwało 8 godzin i Zosia bardzo je przeżyła. Gdy wróciłam nie chciała przyjść do mnie na ręce, odpychała mnie i odwracała się ode mnie. Na moje uśmiechy reagowała istną pogardą. Myślałam, że może jest po prosty zmęczona i nie ma siły na uśmieszki. Jednak kiedy do domu wszedł mój tata i radośnie przywitał się z Zosią, odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech. Zagadana przeze mnie znowu obrzuciła mnie smutnym spojrzeniem i odwróciła głowę w drugą stronę, wyciągając rączki do dziadka. Dopiero cycuś ją ukoił. Pociągnęła parę razy, objęła go obiema rączka, wypuściła na sekundę i uśmiechnęła się promiennie, po czym znowu zajęła się mleczkiem. Winy mamy zostały odpuszczone. Już było ok.

Tata odwiedza Zosię raz w tygodniu, w niedziele. Kiedyś przyjeżdżał i w środku tygodnia. Teraz nie może, bo pracuje, a ma do niej spory kawałek (my Warszawa, on Sochaczew). Mimo tego, że naprawdę bardzo mnie skrzywdził, nie ograniczałam mu kontaktów z dzieckiem, nie robiłam problemów, nie stwarzałam trudności. Traktowałam go jak człowieka, bez złośliwości. Praktycznie mógł przyjeżdżać kiedy chciał, być u nas tak długo, jak mu się podobało. Zawsze był częstowany obiadem. Niejednokrotnie uciął sobie drzemkę podczas wizyty (w chłodny dzień nawet przykryłam go kocykiem). To ja zawsze namawiałam go, żeby uczestniczył w zabiegach pielęgnacyjnych Zosi, ale on nie bardzo się do nich garnie. Zmiana pieluchy z kupą to za duże wyzwanie, ubieranie też woli zostawić mi, karmie zbyt go nie pociąga, przy kąpieli uczestniczył tylko raz i zajął się robieniem zdjęć. Ja naprawdę chciałabym, żeby nauczył się "obsługi" Zosi. Byłoby mi łatwiej podczas jego wizyt. Ale nic na siłę.
Gdy odwiedza Zosię, czasem wyślę ich samych na spacer, czasem zostawiam samych w pokoju. Żeby tata mógł nacieszyć się córką bez poczucia kontroli i obserwacji z mojej strony, a i ja wtedy mam chwilkę dla siebie. Bawi się z nią przeuroczo i obojgu im to służy, ale opieka nad dzieckiem to nie tylko zabawa.

Zosieńka nie zna rodziny swojego ojca. Ostatni raz babcia odwiedziła ją 02.11.2008r. Od tamtej pory się nie widziały. To bardzo długi czas dla dziecka. Na tyle długi, że Zosia zdążyła już zapomnieć. Po rozstaniu z tatą Zosi wielokrotnie zapraszałam jego mamę w odwiedziny (raz nawet ja pojechałam do niej, ale bardzo przeżyłam tą przejażdżkę - wizyty w Sochaczewie są, póki co, ponad moje siły). Kilka razy była, jednak częściej coś stało na przeszkodzie odwiedzinom. Zaproponowałam, że jak będzie miała czas, ochotę i możliwość, żeby zadzwoniła i przyjechała (o ile nie będzie to kolidowało z naszymi planami, a nie prowadzimy bujnego życia towarzyskiego, więc występuje mało przeszkód z naszej strony). Kontakt rozszedł się po kościach. Ja dzwoniłam coraz rzadziej, druga babcia również. Uważam, że nie jest moją rolą ciągłe namawianie babci na spotkania z wnuczką. Gdyby jej naprawdę na tym zależało, szukałaby kontaktu. A kontakt z dzieckiem nie polega na przesłaniu, nawet najpiękniejszych, prezentów.

Wizyta w domu ojca byłaby dla Zosi wizytą w obcym miejscu, wśród obcych ludzi. Zosia nie wie, co to prawdziwy, pełnoetatowy tata. Owszem, cieszy się na widok swojego ojca i lubi z nim spędzać czas, ale tak samo cieszy się na odwiedziny cioci, wujka, czy prababci. Ba, z nimi ma i większy, i częstszy kontakt. Wyjazd z samym tatą, bez mamy, nawet na jeden dzień byłby dla niej wielkim przeżyciem. Niestety negatywnym. Znalazłaby się w domu bardzo odmiennym od jej domu, bez kogokolwiek, przy kim czuje się bezpiecznie. Dzień spędzony w takim oderwaniu od rzeczy znanych i bezpiecznych byłby tragedią, noc - totalnym koszmarem. I to nie tylko dlatego, że w czasie snu kilkakrotnie szuka piersi, a jak jej nie znajduje budzi się z płaczem. To zbyt dużo nawet dla kilkuletniego dziecka (oczywiście nie chodzi mi o brak piersi ;o)), a co dopiero dla takiego maleństwa.

Nie puściłabym żadnego dziecka samego do obcych ludzi, w obce miejsce z kimś, kogo widuje raz w tygodniu. Niestety w tym przypadku nie skutkuje argument, że ten ktoś to tata, bo Zosia jeszcze nie wie, kto to jest i jaka jest jego rola w jej życiu. Jeszcze nie da się jej wytłumaczyć, że tata to ta i jest przy nim bezpieczna. A sama tego nie czuje, bo to tylko ktoś, kto ją regularnie odwiedza.

7 komentarzy:

  1. Kingusiu.... chyba powinnaś przerwać ten makabryczny temat jednym i zdecydowanym NIE !!!
    Cyba to Ty decydujesz z kim, gdzie i kiedy ma Twoje dziecko przebywać..nawet jeśli chodzi o tzw. tatusia. Zacznij bardziej zdecydowane działania. Tatuś nie miał skrupułów jak Was zostawiał więc i Ty się ich pozbądź. Pogoń drania i koniec... i nie rozżalaj się na sobą bo to nic nie da. Tu są potrzebne konkretne działania.
    Bądź twarda i nie dawaj mu argumentów do zbierania punktów na "dobrego tatusia". Zobaczysz..z czasem okaże się to bardzo istotne.
    Pzdr. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. W zupełności się zgadzam z M. Wszystkie te argumenty ubierasz w tak delikatne słowa, iż mam wrażenie, że nie długo padniesz mu do stóp i będziesz dziękować, za to że zrobił ci krzywdę. A po drugie im więcej się rozczulasz nad swoją sytułacją tym niekorzystniej jest dla ciebie. Okazywanie słabości w tej chwili nie jest dobrym rozwiązaniem. Słuchaj swojej intuicji bo czasami porady przyjaciów mogą być nietrafne. I mogą skutkować negatywnie na przyszłość.
    Bużka Kinguś

    OdpowiedzUsuń
  3. czytam to i aż nie mogę uwierzyć, że kobiety wydawałoby się dojrzałe a tak nieświadome! piszecie tu o dziecku jak o rzeczy!!!! przeraża mnie to. ja też jestem matką i też mam córkę, której ojciec nie mieszka z nami ale w żadnym wypadku nie mam prawa mówić a nawet myśleć tak o dziecku. Jaki jest taki jest ale to ojciec i do momentu jak nie robi krzywdy naszej córce, nie odbiorę mu prawa do decydowania o jej losie.
    BRYGIDA - TEŻ SAMOTNA MATKA

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Brygido, każdy jest kowalem swojego losu. Samotna matka - jaki los Pani zgotowała swojemu dziecku. Też jestem matką i szczęśliwą żoną i wiem że do wychowywania dziecka w każdym momencie jego życia trzeba dwojga. Dziecko to nie RZECZ i ja o tym doskonale wiem, nie można je sobie wypożyczać na weekendy, nie może być ono katrą przetargową. Więc na przyszłośc proszę nie wyciągać takich wniosków że o kochanych maleństwach piszemy jak o rzeczach i proszę się zastanowić nad własnym postępowaniem. Ponieważ to że jest Pani samotną matką nie daje Pani żadnej taryfy ulgowej.
    Jeżeli czymś uraziłam, przepraszam. Każdy ma prawo do własnego zdania. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. BRYGIDO - SAMOTNA MATKO, dziecko nie jest za małe na widzenie z ojcem i nigdzie tego nie napisałam. proponuję nabycie umiejętności czytania ze zrozumieniem. o ile ojciec nie ma innych planów, widuje się z córką regularnie, a ja mu tego w żaden sposób nie utrudniam. dziecko jest natomiast za małe na spędzenie weekendu wśród osób mu obcych, jak również na pozbawienie piersi (którą jest karmione) na cały dzień lub dłużej. nie jest to moja egoistyczna opinia, mająca na celu dokuczyć ojcu dziecka. takie samo zdanie w tej sprawie ma mnóstwo osób, między innymi lekarz sprawujący opiekę zdrowotną nad dzieckiem. pozdrawiam
    p.s. to czy rodzic płaci alimenty na dziecko czy nie, nie jest jedynym argumentem w kwestii sprawowania opieki nad dzieckiem. nawet rodzice pozbawieni praw rodzicielskich nie są zwolnieniu z obowiązku łożenia na dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kingo,
    nie będę się tu droczyć kto czego powinien się nauczyć bo to mija się z celem.
    piszesz, że pojedzie do obcych ludzi... kim oni są?jeśli to jakaś rodzina to będą oni obcy do momentu aż nie zaczną widywać się z Waszą córeczką. Najważniejsze, że jedna z najbliższych osób będzie przy córcem czyli Ojciec. Wyczuwam niepohamowany cynizm z Twojej strony w stosunku do tego ojca. Nie chcę Cię tu oceniać ale wydaje mi się, że brak Ci umiejętności obiektywnego spojrzenia na całą tą sytuację.
    BRYGIDA

    OdpowiedzUsuń
  7. BRYGIDO, dalsza dyskusja na ten temat jest bezcelowa, bo z Twoich wypowiedzi wynika, że nie zapoznałaś się z treściami zamieszczonymi przeze mnie. O jednym mogę Cię zapewnić, nie ma ani krzty cynizmu w moim stosunku do ojca dziecka, choć takowa obecność byłaby bardzo mocno uzasadniona.

    OdpowiedzUsuń