Serdecznie witam i o zdrowie pytam

Witam,
mam nadzieję, że miło spędzisz tu czas i jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.

piątek, 17 lipca 2009

... i ulewa, aż śpiewa ...

Ha! Ale dzisiaj lało! Lało krótkimi seriami, a ja miałam przeogromne szczęście wpakować się właśnie w takie dwie serie :o) I szczęście wcale nie jest ironią, bo uwielbiam letni, ciepły deszcz. A dzisiejszy był naprawdę wspaniały: ciepluteńkie, wielkie krople.
Pierwsza ulewa złapała mnie i Zosię, jak szłyśmy na ćwiczenia. Z początku lekko padało, a Maleństwo cieszyło się spadającymi kropelkami. Jednak nie zdołałyśmy oddalić się od klatki, a już zaczęło porządnie lać. Powóz Zosieńki został ofoliowany (ku wielkiej radości Królewny - taką folię fajnie kopać, i drapać, i słuchać kropelek rozbijających się o nią...), ja w roli woźnicy dziarsko pomknęłam przed siebie, brodząc w kałużach gdzieniegdzie sięgających nawet kostek. Szło się bardzo miło, jednak japonki i deszcz nie są dobrym połączeniem. Po chwili ciężko było stawiać kroki, tak się stopy ślizgały... więc ku wielkiej radości panów z jakichś bliżej nieokreślonych służb miejskich, wyskoczyłam z klapeczek i większą część drogi pokonałam boso. Jakże cudowny był rozgrzany chodnik pod stopami i ciepłe, a jednak chłodzące kałuże. Suuuupeeerrrrrrrrrr!!! Zosieńce też się podobało spacerowanie w deszczu, bo całą drogę podśpiewywała sobie lalala, a ja jej wtórowalam, nucąc "Deszczową piosenkę". Tak więc uchachane i rozśpiewane wywoływałyśmy na twarzach mijających nas ludzi uśmiechy. Bardzo miłe, zwłaszcza, że uśmiechy były naprawdę serdeczne. Na miejsce dotarłam już jako miss mokrego podkoszulka :o)
Oczywiście, chwilę po zaparkowaniu wózka w przychodni, deszcz przestał padać. I nie padał ani podczas ćwiczeń (które były wyjątkowo krótkie, bo Zosia już świetnie sobie radzi i nie bardzo chce ćwiczyć), ani podczas kąpieli perełkowej (bąbelki były jeszcze krótsze, bo Dziecina wychodziła z wanienki), ani podczas ubierania się. Za to, jak łatwo się domyśleć, lunęło zaraz po naszym wyjściu. Na szczęście "zaraz" było trochę dluższe i zdążyłyśmy pokonać połowę drogi do domu, a Maleństwu udało sięzasnąć. Głębokim i spokojnym snem, bo w końcu deszczowe kołysanki są naprawdę urocze :o)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz